Obłędna tęksnota za nieokreślonym.

Ponoć tęsknota za czymś nieokreślonym prowadzi do obłędu. Tak też się wtedy czułam. Brakowało mi czegoś, odczuwałam silne zagubienie. Czułam, jak ulatuje ze mnie życie. Jakbym powoli umierała. Długo i boleśnie. Towarzyszyło mi uczucie straty, obłąkania. Tylko co straciłam, kogo? Tego nie wiem. Jedyne, co jest mi wiadome to fakt, iż tęsknię. Pragnę czegoś. Ale wciąż nie mam pojęcia czego. Brak mi celu, realnych marzeń. Wewnętrzna pustka wypełnia mnie. Jestem jak nocna zjawa. Mogę płakać bez końca, nie wiedząc z jakiego powodu to robię. Jestem smutna, ot tak. Wszystko mnie przytłacza, to zbyt wielki ciężar. Ale o czym mówię? Co tak bardzo dobija, wykańcza do reszty? Niestety nie wiem. Gdybym była świadoma, zmieniłabym to. Ale nie potrafię. Koniec się zbliża? Raczej nie. Jeszcze trochę to potrwa. Męka nie może skończyć się tak szybko. Tylko co stanowi tę mękę?! Skoro sama nie znam odpowiedzi, inni również mi nie powiedzą. Może po prostu pozwólcie mi odejść, zamiast twierdzić, że będzie dobrze. Przecież nie znacie przyszłości, nie wiecie nawet kim jestem. Żegnajcie więc. Nigdy nie pojmiecie filozofii, której sama nie potrafię zrozumieć. Umarłam.


Komentarze