- Pssst, wszystko będzie dobrze! Wierz mi, wszystko będzie dobrze!
To słowa jej ojca. Taty, który już nic nie powie.
Zbawienne słowa?
Wypowiedział tych kilka słów, ale w końcu i tak skonał. Czuła wewnętrzną pustkę, chłód. Tylko on starał się jej pomóc. Ale było za późno. Już za życia był dla niej martwy. A teraz ona powtórzyła jej słowa. Pozwoliła znów odczuć to ciepło.
Gula wyskoczyła z gardła, wyrywając ze sobą kawał muru i rwącym potokiem, z ciała targanego spazmami płaczu, spłynęły samotność, strach oraz zwątpienie, które towarzyszyły Mai od wielu miesięcy. Płakała żałośnie niczym małe dziecko i desperacko uczepiwszy się mocno zaciśniętych wokół siebie ramion, ukryła twarz, wtulając ją w szyję kobiety.
Czuła ciepło, bliskość, strach i szczęście, ale najważniejsze, że czuła.
Wystarczyła chwila, jeden uścisk, by wszystko się zmieniło. Mur budowany tak długo, zwyczajnie upadł. Ale czy na pewno chciała, by ktoś się przez niego przebił? Przecież to była obrona. Przed złem, ludźmi, sobą. A teraz nic już nie stanowiło ochrony. Można było ją zranić. To było zbyt proste.
Mimo to, dobrze było znów czuć. Płakać, wreszcie móc beztrosko wylewać własne łzy. I wtulała się w czyjeś ramiona. Teraz one stanowiły pociechę. Miała przy kim płakać, swobodnie.
niesamowicie piszesz.
OdpowiedzUsuńniesamowite że masz racje.
pozdrawiam. :)
Piękne. Przypomina mi o moim chłopaku, którego mur ciągle próbuję zburzyć.
OdpowiedzUsuńNiełatwe zadanie.
UsuńZ resztą zastanów się, czy taki mur nie stanowi dla niego ochrony. Być może on nie chce, by ktoś go zburzył.
Uważaj, by go nie zranić.