"Żyć w zgodzie z sa­mym sobą - to jest ta niewy­dep­ta­na ścieżka, którą można podążać."

Zgubiłam
drogę
właściwą
goniąc
siebie samą
w wyścigu
o miejsc pierwszych
pięć
chociaż
nie sposób
osiągnąć
bodaj trzech
do zatracenia
mówię
"stop"




Komentarze

  1. Boże, jakie to prawdziwe. Czasem lepiej zwolnić. Przeoczy się coś ważniejszego. A po co?

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak zgubienie samego siebie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Gonić siebie samą? To tak, jakby gonić coś, co jest tuż obok, z czym jesteśmy nierozerwalnie połączeni. A jeśli się goni własną przeszłość czy przyszłość, to ja osobiście uważam to za bezsensowne, bo na to pierwsze nie mamy wspływu, drugiego nie znamy. Najważniejsze to chyba samego siebie nie zatracać, bo tkwiąc w przeszłości odbieramy sobie przyszłość, a gdy zanadto martwimy się przyszłością, ucieka nam teraźniejszość. Cóż, chyba każdy musi złapać w tym jakąś swoją osobistą równowagę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, to jest trochę bezsensowne, ale zdarza się jednak wpadać w takie zamknięte koło, z którego nie tak łatwo jest wyjść. Łapanie równowagi jest tutaj dobrym rozwiązaniem.

      Usuń
  4. "Zgubiłam drogę właściwą goniąc siebie samą"
    Gonimy nie wiedząc za czym, a kiedy myślimy, że jeszcze tylko jeden krok dzieli nas od szczęścia dociera do nas, że nic nie mamy i nie wiemy kim jesteśmy - gdzieś w tym wszystkim zgubiliśmy siebie ...
    I co nam przyszło po tym biegu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, szukamy, gubimy, biegniemy, wszystko na szybko i nie wiadomo po co.

      Usuń
  5. Piszę już ten komentarz po raz setny, bo tak naprawdę nie wiem, jak Ci to wytłumaczyć. Generalnie wszystko sprowadza się do mojego poczucia kontroli. Wracając na terapię pierwszą myślą było "nie dam rady, uciekam!". Czemu? Ponieważ te zwyczajne rozmowy naruszają moją sferę komfortu, wdzierają się w obszary, których naruszenia się zwyczajnie boję. Ja wcale nie uważam, że powrót na terapię to porażka. Nigdzie tak nie napisałam. Jestem tylko przerażona. Ale cieszę się, bo lepiej późno niż później, a i tak zwlekałam z powrotem zbyt długo. Szczerze mówiąc w ogóle nie powinnam mieć tej rocznej przerwy, ale czasu nie cofnę, zresztą to już nieważne, bo wróciłam i tylko to się liczy.
    A co do otwierania się, to ja uważam, że nie powinnam tego robić i jeszcze przez długi czas to myślenie ze mną pozostanie. Moja terapeutka twierdzi, że dobrze robię, gdy się otwieram, ale ja widzę tylko to, że ranię tym inne osoby. Może kiedyś uznam, że lepiej jest się otwierać, jednak na razie straciłam jedyną zaufaną osobę właśnie dlatego, że wybuchłam, więc prędko to ponownie nie nastąpi. Zresztą ta relacja jest bardzo skomplikowana i z jednej strony przynosiła więcej bólu niż radości, ale z drugiej była ważna, dlatego tym bardziej mam wyrzuty sumienia, że się otworzyłam, bo gdyby nie to, to nie byłabym teraz tak przeraźliwie samotna.
    Nie wiem czy cokolwiek z tego zrozumiałaś, ale chciałam parę rzeczy wyjaśnić/naprostować.
    Cóż, ja zawsze trzymam się dzielnie i zawsze się podnoszę. Mam silną psychikę, w to akurat wierzę mocno. Kiedyś wygram i będzie dobrze, tylko po prostu trochę jeszcze moja terapeutka będzie musiała się ze mną pomęczyć... :) Teraz akurat mam dość poważny kryzys. Wiesz, czuję się jak ktoś, kto długi czas walczył o lepsze życie i gdy je w końcu sobie wyszarpał nie wie, jak się z nim należycie obchodzić. Jestem mistrzynią w walczeniu o swoje, ale jak już wygram, to nie wiem co robić z tym co mam... pogubiłam się trochę. Ale mam czas i chodzę na terapię, więc wierzę, że będzie lepiej.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Jedna chwila, a podarujesz mi uśmiech.