I'm missing way to much.


Są takie chwile, gdy zdajesz sobie sprawę, że w kilka minut wszystko może się zmienić. Wracają widma przeszłości, odżywają wspomnienia. Dawne obietnice znowu nabierają mocy i dopominają się o spełnienie. Patrzysz jakby z boku i nie wiesz, co myśleć. Kilka słów, pytań i wątpliwości. Lekki dreszczyk emocji lub nieco strachu, gdy nie wiadomo, jaki obrót przybiorą sprawy. Godzę się z tym, co nadchodzi, mimo lekkiego kłucia w boku. Nie pada deszcz, którym mogłabym zamaskować wilgotny policzek. Kolejna rotacja wśród ludzi wydaje się już niczego nie zmieniać, a jednak może zmienić wiele. Fala mieszanych uczuć zalewa mnie nazbyt gwałtownie i tonę pod naporem nowych wyzwań. Są sytuacje, które się powtarzają, co wcale nie znaczy, że jestem na nie lepiej przygotowana. Wracam myślami do przeszłości i zastanawiam się, gdzie wtedy byłam. Kim byłam? I kim się stałam. Pewne wspomnienia budują, inne nieco bolą. Mogę być dumna z niektórych zmian, ale co z innymi? Może tak bardzo nie chciałam ranić innych, że za każdym razem wypierałam myśl, że sprawiam komuś ból.
Są granice. Czasami lepiej odejść i spróbować zapomnieć, niż trwać w czymś, co stale przypomina o tym, czego nie ma.
Bez względu na wybór, decyzja zaboli. Poważne rozmowy nie należą do moich mocnych stron. Za każdym razem myślę, że powinnam się przygotować. I nigdy tego nie robię. Nie potrafię wyobrazić sobie przebiegu spotkań, na których myśl robi mi się zimno. A przecież tyle we mnie wewnętrznego ciepła. Dlaczego nie można podzielić go równomiernie między tych, których chciałoby się nim obdarzyć? Dlaczego trzeba wybierać, gdy nie wiadomo, co niosą ze sobą te wybory. Jedno kosztem drugiego. Może wybrałam, ale to nie znaczy, że nie myślę, co by było gdyby. Nie tylko teraz. Zbyt dużo chwil, które za mocno zapadają w pamięć. Relacje, które niszczyły, i takie, które były jak z obrazka. I nigdy nie wiem, gdzie byłabym wybierając inną opcję. Wiem, niepotrzebne rozważania, które jeszcze bardziej mącą w głowie. A jednak te setki pytań domagają się chociażby próby odpowiedzi. Przeczucie mówi mi, że po raz kolejny lekko zamknę się w sobie, nie pokazując, jak boli. Takie rzeczy czuje się całym sobą, ale widać je głównie w oczach. Więc nie patrz proszę, bym nie musiała przegryzać policzków i powstrzymywać łez. W zaciszu pokoju jeszcze mogę sobie na to pozwolić, potem jak zwykle postawię na bycie twardą. Ej, potrafię być przecież introwertykiem. Może wybieram wtedy milczenie zamiast kilku, wydawałoby się, zbędnych słów, kołaczących się po głowie. Pamiętasz? Ostatnio też to przyjęłam. W porządku, powiedziałam sobie, tak będzie lepiej. Ale nie było. Nie mogłam udawać, że nie bolało. Może teraz to będzie łatwiejsze. Nie muszę kłamać, odpowiadać na pytania, które nie padną. Co z tego, że tak naprawdę nie jestem twarda? Momentalnie się rozpadam, a powtarzalność schematów nie pomaga. Próbuję ukoić drżenie dłoni i nie pamiętać. Chcę utulić małą dziewczynkę w środku, która nigdy nie potrafiła przyjmować takich rzeczy. Dam jej czas, czas, który pozwoli udawać, że zapomniałam. Ale nie zapomina się, prawda?



Komentarze

  1. Lekko edytowałam mój ostatni wpis. Opublikowałam go za wcześnie, nabuzowana emocjami. Musiałam go drugi raz przeczytać dzisiaj. Myślałam, że ochłonęłam, ale na myśl o tym wszystkim, robi mi się niedobrze. Chyba mam coś złego w sobie, w myślach układam tony scenariuszy, w których wygarniam to wszystko, ranię jak najmocniej. Czy Ty też masz wrażenie, że jesteś wykorzystywana? Ile ja bym dała, żeby się oderwać od tych ludzi, naprawdę. Mogłabym tego za rok żałować, ale żałuje się jedynie wahania - powiedziałam sobie miesiąc temu. Nadal uważam, że to czysta prawda. Tylko czy ja umiem być taką hipokrytką? Umiem ranić i czasem jestem okrutna. Ale nie jestem hipokrytką, a inaczej nie da się zerwać tej relacji. To mnie obrzydza. Ta cała sytuacja jest jakaś chora, nienawidzę tego.
    Nie wiem, czemu o tym piszę. Myśli naszły mnie same po przeczytaniu Twojego wpisu. Swoją drogą, to jest cholernie dziwne, że tak często nasze stany emocjonalne jakoś się pokrywają. Jest dobrze u Ciebie, to u mnie również; u Ciebie źle - u mnie nieciekawie. Nie wiem czy też to zauważyłaś.
    Do rozmów nie da się przygotować. Milion razy próbowałam, a później o większości spraw nie mówiłam. Bardzo często traciłam panowanie nad sobą i zaczynałam płakać, co w sumie jest trochę żałosne. No ale to nie jest jak pisanie książki, gdzie każdy dialog możesz zmieniać i modyfikować w nieskończoność, to nie film, gdzie każdy recytuje wyuczone kwestie.
    A introwertyzm to nie jest zamykanie się w sobie. Ja jestem introwertyczką, ale to, że nie mówię o emocjach ma z tym mało wspólnego. Oczywiście, zależy to od sytuacji - ale jeśli milczenie to Twój wybór, to ciężko to nazwać introwertyzmem. Może po prostu chronisz się przed innymi w ten sposób, przed zranieniem, albo boisz się że powiesz coś, co jeszcze bardziej wszystko pogorszy.
    Mnie najbardziej bolą relacje, które wydawały się idealne, a teraz nie ma w nich nic oprócz trucizny.
    A pytania "co by było gdyby"? Zadawałam je sobie rok temu, gdy po kłótni zakończyła się moja przyjaźń z pewną osobą. Pół roku później naprawiłam to, a teraz okazało się, że to było bez sensu. Powiem tak - jeśli coś się zniszczyło i próbuje się to odbudować tylko po to, by było jak wcześniej, to można sobie darować. Nie będzie jak wcześniej. Nigdy. Co by było, gdyby coś się nie wydarzyło? Byłoby inaczej, po prostu. Wydarzyłoby się coś innego. Konflikty nie pojawiają się z dnia na dzień, tylko rosną miesiącami, dlatego ich finał zwykle jest bardzo przykry, bo to właśnie takie odkopywanie brudów (często bardzo niesprawiedliwie, ostatnio się właśnie o tym przekonałam). Nie jesteś w stanie przewidzieć każdego swojego kroku. Żeby ta góra lodowa nie powstała musiałabyś uważać na każde swoje słowo i jeszcze wiedzieć, co myśli o tym druga osoba - to niemożliwe. Ja mimo wszystko wierzę, że jeśli coś się kończy to tylko po to, by coś innego mogło zacząć. Skoro jakaś relacja nie przetrwała, to może przetrwa kolejna. A może nie, może jeszcze kolejna. Któraś w końcu będzie musiała.
    Zresztą, choć sama jestem teraz z kiepskim stanie, to mam świadomość, że każda relacja czegoś uczy. Nie wycofałam się z tego, o czym pisałam w maju: "Może pewnego dnia się roztrzaskam, ale trudno. Strach przed taką ewentualnością tak mnie blokował, że nie robiłam nic, zamykałam się, gniłam, aż w końcu sama dla siebie stałam się wrogiem. Doszłam do wniosku, że już wolę być raniona przez innych ludzi niż przez siebie samą. W ten sposób przynajmniej nauczę się szanować siebie.". Bardzo łatwo jest się zamknąć w sobie, ale to nie o to chodzi. Lepiej przywiązać się do kogoś i zostać zranionym, niż nie nawiązywać żadnych znajomości. Bo to zawsze jakaś lekcja dla nas samych, o nas, o drugim człowieku. To trudne do przyjęcia, ale gdy już będziesz miała to za sobą i gdy będziesz mogła się do tego zdystansować, inaczej to ocenisz. A przynajmniej mam taką nadzieję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcę jeszcze podkreślić, że nie rzucam słów tak sobie - naprawdę tak myślę. Stan, który opisujesz, jest mi obecnie bliski. I właśnie dlatego napisałam ten komentarz w taki, a nie inny sposób. Właściwie, sama czuję się trochę spokojniejsza, kiedy uświadomiłam sobie to wszystko.
      Tego Ci życzę - spokoju właśnie.
      Ściskam <3

      PS Ten komentarz jest tak długi, że musiałam go podzielić, bo blogger ma limit znaków w komentarzach. Mam nadzieję, że nie zanudziłam Cię na śmierć.

      Usuń
    2. https://www.youtube.com/watch?v=PiGt9C76U0s

      https://www.youtube.com/watch?v=YfvdnHK5hyk

      Usuń
    3. Chyba wiem, co masz na myśli. Też piszę pod wpływem impulsów, a wtedy wszystko nagle zdaje się wylewać z tak ogromną siłą, że niekiedy padają słowa, których później by nie było. I nie tak łatwo jest ochłonąć, nawet stare rany bolą, czasami jakby bardziej. Oj tak, mi też czasem brakuje tej pewności przy podejmowaniu decyzji, a wahanie towarzyszy jakby zbyt często. Wiem, toksyczne relacje mają to do siebie, że wywołują mieszane emocje, ale jednak w bardzo negatywny sposób. Niekiedy trzeba się odciąć, bez tego wahania.
      I owszem, to dziwne, ale też w jakiś sposób budujące. Wiesz, nie chodzi o to, że czujesz się lepiej, gdy komuś poza Tobą też jest źle. Tylko po prostu podnoszą na duchu pewne słowa, które można by przypisać sobie, chociaż zostały napisane przez kogoś innego.
      Robię dokładnie to samo, i nie uważam płaczu za taką słabość czy coś żałosnego. Czasami chciałabym być twarda, ale rozmowy w cztery oczy bywają tak cholernie trudne.
      Chyba masz rację, chronię się i boję o niepotrzebne słowa jednocześnie.
      Właśnie tak. Relacje zbyt często wydają się takie, jakie nie są.
      Sama też mnóstwo razy walczyłam o przyjaźń, akurat chyba słusznie, ale ile można?
      I masz rację, nie jest jak wcześniej. A jak piszesz o odkopywaniu brudów, to od razu mam przed oczami konkretne słowa, więc cóż, nie mogę się nie zgodzić.
      Jasne, zerwanie pewnych więzów to nie koniec świata.
      Te słowa pasowały mi wtedy i tak samo pasują teraz. Relacje uczą, więc trzeba w nich pamiętać także o sobie. I myślę, że tak właśnie będzie.

      Oczywiście, nie pomyślałabym, że to puste słowa. Trochę się już wymieniamy tymi komentarzami, wiem, o czym mówisz.
      I dziękuję Ci za te wszystkie słowa. Długość tego komentarza jeszcze przed przeczytaniem wywołała uśmiech na mojej twarzy.
      Muszę przyznać, że piosenki też są świetne. Ta pierwsza szczególnie przypadła mi do gustu :)

      Usuń
    4. (odpowiadam na Twój komentarz pod moim postem)
      Playlista maja to tak naprawdę playlista mojej 18-nastki, z momentu kulminacyjnego, gdy wszyscy tańczyli i było najlepiej, więc siłą rzeczy te utwory musiały być powszechnie znane, żeby można było się do nich drzeć :D Z taką myślą komponowałam składankę. A teraz te wszystkie utwory dobrze mi się kojarzą, więc chciałam je mieć w jednym miejscu, zresztą - wszystkie piosenki, które gdzieś tam się pojawiają w notkach błękitnym tekstem, to właśnie utwory, których najczęściej słuchałam pomiędzy jedną notką a drugą. Nie wszystkich słucham na co dzień, ale każdy jest dla mnie ważny w jakiś sposób. Jestem w ogóle bardzo związana z muzyką, a wiele utworów kojarzy mi się z danym okresem w życiu, pomyślałam więc, że fajnie byłoby mieć je w jednym miejscu, na blogu. Np. cały zeszły rok to dla mnie głównie Muse, a ich piosenka "Sunburn" tak bardzo mi się kojarzy z pewnymi wydarzeniami, że praktycznie nie umiem jej słuchać, bo robi mi się smutno, natomiast dobre wibracje czerpię z "Unnatural selection". Muzyka to integralna część mojego życia i nie wyobrażam sobie jej nie słuchać.
      Swoją drogą podziwiam Cię, że jesteś w stanie czytać te moje posty więcej niż raz, haha :D

      (odpowiadam na komentarz tutaj - mówię tak dla porządku XD)
      Ja nie czuję się dobrym człowiekiem. Musiałabym wyzbyć się urazy, a nie jestem w stanie. Nie jestem więc dobra, tylko wrażliwa. Nie ranię z czystego egoizmu, bo po prostu wiem, że wcale nie przyniosłoby mi to ulgi, a jedynie miałabym wyrzuty sumienia. Teraz nie ranię, bo jestem tchórzliwa i wrażliwa. Ale wiem, że miałabym satysfakcję, cieszyłabym się z cudzego cierpienia w jakiś sposób. I nie żałowałabym tego, bo każda postawa ma jakieś skutki. Ranienie innych nie jest dobre, bierność nie jest dobra - jak żadna skrajność. Ale dla mnie? Już wolę ranić niż udawać, że nic się nie dzieje. W długiej perspektywie ma to korzystniejsze skutki, jakkolwiek okrutnie by to nie brzmiało. Mogę się mylić oczywiście, ale... ja przynajmniej myślę, nie? Zastanawiam się, rozważam, analizuję. Ile osób to robi? Zdecydowanie za mało.
      Chyba stałam się większą egoistką przez ostatni rok i tak naprawdę dużo lepiej mi z tym.

      Usuń
    5. Haha, wszystko jasne :D No tak, domyśliłam się, że to takie piosenki 'na teraz' w danej chwili i wszystko doskonale rozumiem, bo sama także przywiązuję dużą wagę do muzyki :)
      I jasne, jak napisałaś, że lekko edytowałaś ten wpis, to chciałam przeczytać, ale czasami zdarza mi się tak po prostu, jak bywa w przypadku wierszy ;)

      Właściwie i w tym wiem, co masz na myśli, mimo, że sama raczej nie lubię ranić. Bywają jednak momenty, że aż jakby chcesz się z kimś pokłócić, sprawić mu ten ból. I tak, jeśli miałabyś nic z tym nie zrobić, to czasami lepiej zadziałać, nawet w ten negatywny sposób. Oj tak, znowu punkt dla Ciebie.
      Czasami też bym chciała, ale wciąż za wiele myślę o innych, zamiast o sobie.

      Usuń
    6. No, ale wiersze są króciutkie, a moje notki raczej nie, haha :D

      Ja zdecydowanie mniej myślę o innych, nadal dużo, ale mniej. I wyszło mi to na dobre, dzięki temu zresztą już się tak nie przejmuję opinią innych. Czasem nawet nie przejmuję się tą pochlebną opinią, bo zwykle jest wtedy wyidealizowana, a cóż mi po takiej? Nie jest czarno biała. Natomiast negatywne słowa, choć nadal silnie na mnie działają, to lepiej sobie z nimi radzę. Doszłam do wniosku, że jeśli ktoś będzie chciał mnie nazwać egoistką to i tak to zrobi, niezależnie od moich działań, więc to tylko moja sprawa, co robię. Tylko tu znowu - nie naginam tego do jakiegoś ekstremum, bo to też nie byłoby zdrowe :D

      Usuń
    7. Oj tam :D
      Pewnie to i lepiej, i masz rację, ludzie i tak mówią, co chcą. Ale jasne, bez aż nazbyt ekstremalnych działań :D

      Usuń
  2. Misiek ♥
    Wszystkiego najlepszego, niech ten dzień będzie lepszy niż wczorajszy - po prostu pamiętaj, że po burzy zawsze wychodzi słońce. Życzę Ci przede wszystkim dużo miłości, akceptacji, spokoju i ODWAGI ♥ Niech łzy rzadziej występują na Twoich policzkach - chyba, że te wzruszenia. Wiadomo, czasem trzeba sobie popłakać, ale co za dużo to niezdrowo :) Mam nadzieję, że zrobisz dzisiaj coś szalonego i Twoje wewnętrznie dziecko odezwie się z taką siłą, że przepędzi wszystkie smutki. Czasem trzeba mniej się przejmować, a bardziej być tym dzieckiem, które to tak wszyscy chcą w nas zagłuszyć i zabić.
    Jesteś wspaniała, uśmiechnij się ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję jeszcze raz, za kolejne słowa, które tak bardzo podnoszą na duchu. Wezmę do serca Twoje życzenia i mam nadzieję, że się spełnią. Nie potrafię wyrazić, jakie ciepło rozlewa się we mnie po tym wszystkim. Naprawdę Ci dziękuję, nie tylko za to, co czytam dzisiaj. Za każdą taką chwilę i za to poczucie, że w jakiś sposób jesteśmy sobie bliskie <3
      Ty też nie zapominaj o uśmiechu, przecież nie damy się zniszczyć, co by nie było :)
      Przytulam mocno ♥

      Usuń
    2. W zeszłym roku, na blogu krvchosc, napisałam, że "tylko ja mogę siebie unicestwić". Ktoś napisał mi komentarz, że to bzdura, że unicestwić kogoś może tylko druga osoba, ale nie można tego zrobić w stosunku do własnej osoby. Nie zgodziłam się z tym stwierdzeniem, ale że pozwalam na własne interpretacje moich słów (może pamiętasz - tamten blog był zmetaforyzowanymi uczuciami, coś jak u Ciebie, tylko tak zawile, że i tak nikt nie wiedział, co miałam na myśli), to nie odpowiedziałam w żaden sposób. Ja jednak uważam, że właśnie tylko my jesteśmy w stanie zniszczyć się doszczętnie. Drugiej osobie można co najwyżej udzielić na to pozwolenia i zachować bierność w momencie, gdy tego dokonuje. Dlatego po prostu trzeba uważać, komu się na co pozwala. Aczkolwiek nie twierdzę, że toksycznych relacji łatwo pozbywa się ze swojego życia - wręcz przeciwnie, bo toksyczne stały się właśnie dlatego, że przynoszą głównie ból, a mimo to trudno nam je zerwać.

      Usuń
    3. Właściwie też bardziej zgodziłabym się z Tobą, niż z tą osobą. Mówi się, że możemy komuś dać nóż i czekać, co ta osoba z nim zrobi. Ale sami dla siebie zawsze mamy ten nóż w ręku.
      Owszem, trudno zerwać takie relacje, bo w jakiś sposób jakby ich potrzebujemy. Udało mi się kilka razy, teraz staram się już w takie nie wchodzić zbyt mocno, ale czasami relacje bywają toksyczne jakby w inny sposób, na innym poziomie. Wtedy jest chyba nieco trudniej.

      Swoją drogą, ponieważ to odpowiedź pod życzeniami, mogę zapytać, kiedy dokładnie Ty masz urodziny? :)

      Usuń
    4. Nie do końca chyba rozumiem... na innym poziomie? Mówisz pewnie o czymś konkretnym ze swojego życia?

      4 maja :D

      Usuń
    5. Tak jakby, w sensie, że to nie są z pozoru toksyczne relacje, ale pewne ich elementy sprawiają, że można by je za takie uznać, a mimo to jakoś się w nich trwa.

      O, czyli idealnie miesiąc różnicy :D

      Usuń

Prześlij komentarz

Jedna chwila, a podarujesz mi uśmiech.