Znalazłam słowa mówiące smutkiem. Wyplułam z siebie cały jad, wszystko, czym zatruwałam się od tak długiego czasu. Rozmowy przyniosły ukojenie. Głośno wypowiedziane myśli rozpływały się powoli, tracąc negatywne zabarwienie. Chaos opanowany. Ponownie zaczęłam odnajdywać pozytywy w drobnostkach, rozkoszując się chwilami wytchnienia. Skupiłam się na tak potrzebnym mi resecie, zaczynając każdy dzień z nową energią. Odetchnęłam z ulgą, przestając zadręczać się wymyślanymi wciąż negatywami, kłującymi jak zatrute igły. Tak niewiele wystarczyło, by przestać nieustannie odwracać wzrok. Spojrzenie wątpliwościom prosto w twarz okazało się łatwiejsze, niż ucieczka przed pytaniami i odpowiedziami, których nie mogłam lub nie chciałam znaleźć. Schowałam w kieszeń bezpodstawną zazdrość, rozumiejąc, że każdy ma swoje miejsce i czas. Mój powoli nadchodzi.
Dobrze jest czytać, że u Ciebie jest lepiej i odnalazłaś spokój. Mam nadzieję, że to nie chwilowe i pozostało z Tobą na dłużej. Trzymaj się tam <3
OdpowiedzUsuńZdecydowanie. Raczej tak, przynajmniej taką mam nadzieję :)
UsuńA jak u Ciebie? Muszę zajrzeć na bloga, a cały czas wylatuje mi to z głowy lub jakoś nie mam kiedy, ale zreflektuję się :D
Cieszę się!
UsuńZa dużo do opowiadania, idź na bloga ;p