And every time that you're lonely...

Chyba zapominam, że czasami sposobem na puste dni jest przelanie wszystkiego, co krąży po głowie na papier (w tym przypadku na komputer). Chyba zapominam, że drobne rzeczy sprawiają radość.
Że nic złego właściwie się nie dzieje. Że mam tyle powodów do szczęścia. Że lato zwykle przynosi mnóstwo wewnętrznego słońca i energii. Zapominam, że chce się żyć z dnia na dzień i nie myśleć, co będzie za tydzień, a co dopiero za rok. Zapominam i powoli opakowuję się w zimową niemal skorupę. Zmęczona, nieco przygnębiona i przygaszona, wyłączając pojedyncze chwile.
Po trochu wraca to, z czym myślałam, że już sobie poradziłam. Nie do końca potrafię odsunąć myśli, które dobijają się raz po raz. Sama nie wiem, o co dokładnie chodzi. Czasami kłują mnie proste słowa, czasami to, że zrobię coś źle, bo w mojej głowie pojawia się wtedy dopisek "znowu". Czasami boli to, że brakuje mi motywacji do działania, a komuś obok nie. Próbuję wyrzucić porównywanie się do innych, a jednak to wcale nie jest takie proste.
Dzisiaj zrobiłam krok - zapisałam się na kurs, o którym myślałam już jakiś czas. Wydaje się, że w końcu zainwestowałam w siebie w jakiś konkretniejszy sposób, a mimo to tylko przez chwilę czułam satysfakcję. Może gdy już zacznę na niego chodzić, coś z tego wykiełkuje. Na razie mam wrażenie, że pogrążam się w nicnierobieniu w sposób, który nie do końca mi pasuje. Trochę mi znowu źle i trochę oczekuję więcej w sferach, które jakiś czas temu stały się codziennością, w której nie będzie już więcej, a zdaje się być tylko mniej. Trochę tak siedzę i wymyślam powody, dla których jest mi smutno, zamykam je w jednym wielkim worku w środku siebie i patrzę, jak wylatują i lokują się w całym ciele. 
I tak nikomu o tym nie mówię, bo nie wiem nawet, jak ująć to w słowa w zwykłej rozmowie.
Brakuje mi szczerych, bardzo długich rozmów. Brakuje mi znowu ludzi wokół. Tych z przeszłości, którzy są od czasu do czasu, i tych z teraz, którzy mogliby być, a których nie ma na takim poziomie, jakiego potrzebuję. Brakuje mi głębszych interakcji, które kiedyś wydawały się przychodzić same z siebie, a teraz nie przychodzą wcale. I gdy tak sobie to uświadamiam, łzy rozlewają się po twarzy i kolejny wieczór już nie tylko jest nieokreślenie pusty, a zwyczajnie smutny. 
Co chyba najgorsze, zamykam się w pokoju i tym razem też nic nie mówię. I wiem, że zapytana przez niego, co się dzieje, nie będę potrafiła wykrztusić nawet połowy tego, co teraz we mnie siedzi. Kumulowane długo rozmaite myśli wychodzą z zakamarków, a ja nie umiem ich zatrzymać, ale nie umiem też ich uformować i przekazać tak, by w końcu się ich pozbyć. Gdy mówię o nich samej sobie, to krótkotrwale pomaga. Myślę, że znikają, ale one jedynie chowają się nieco głębiej. A później wychodzą i koło się zamyka.

 
 

Komentarze

  1. Podsyłam stronę, z której często korzystam, gdy czuję się w podobny sposób, który opisujesz:
    http://philome.la/jace_harr/you-feel-like-shit-an-interactive-self-care-guide/play

    Ostatnio mam momenty, że czuję się tak beznadziejnie, ale staram się robić dużo drobnych rzeczy dla siebie i bardzo mi to pomaga. Innej rady chyba nie mam :( W końcu będzie lepiej, trzymaj się <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, na razie przeczytałam tylko to, co wyświetla się po wejściu na stronę, ale w najbliższym czasie wejdę i spróbuję coś z tego wyciągnąć, bo na pierwszy rzut oka wydaje się sensowną opcją.
      Jasne, to dobra rada, dzięki <3 Z resztą to raczej chwilowy stan, który mija, ewentualnie wraca i znowu mija, poza tym wcale nie jest jakoś źle, także poradzę sobie z tym. Ale jeszcze raz dziękuję ❤

      Usuń

Prześlij komentarz

Jedna chwila, a podarujesz mi uśmiech.