One thing I don't know why.

Nie wiedziałam, że można z dnia na dzień przestać za kimś tęsknić ot tak. Tygodnie, miesiące mijają. Dopiero dzisiaj ktoś uświadomił mi, że skoro milczysz, to chyba nie ma tej tęsknoty. Boli mnie ta myśl, bo ja przecież tęsknię od samego początku, a z czasem chyba tylko coraz bardziej. Nawet teraz, gdybym Cię zobaczyła, chyba od razu chciałabym Ci powiedzieć, jak bardzo tęskniłam. Mnóstwo razy przychodzą do mnie te myśli i obrazy, że już się widzimy, że rozmawiamy, że wszystko jest znowu dobrze. Że mogę spojrzeć Ci w oczy, przytulić się do Ciebie. A potem kolejna osoba mówi mi, że wcale może tak nie być. A ja nie chcę tego słuchać, bo boję się, że stanie się to prawdą. W pionie trzymają mnie dobre myśli. Im więcej pojawia się tych negatywnych, tym bardziej jestem niespokojna i tym trudniej mi nie myśleć, nie analizować. Trudniej odpuścić. 
To zabawne, dzisiaj przyjaciel powiedział mi: "Pamiętasz, jak trzy lata temu siedzieliśmy pod tym sklepem, ty płakałaś, a ja próbowałem cię nieudolnie przytulić i pocieszyć?". Jasne, że pamiętam. Wtedy wydawało się, że jest tak źle, i było źle, na dany moment. A potem to minęło. Teraz, gdy o tym myślę, wiem, że tamte złe chwile odeszły, że sobie z tym poradziłam. Wiem, co chciał mi przekazać, przypominając tę sytuację. Ale wiem też, że zarówno w tamtej chwili, jak i teraz, patrzę na to zupełnie inaczej. Teraz wydaje mi się, że jest najgorzej. Nie widzę dobrych chwil przed sobą, chyba, że wszystko wróciłoby do tego czasu sprzed, jakby nic się nie wydarzyło. A nie wiem, czy tak będzie. Siedzę zamknięta w pokoju, z głośników płynie muzyka, której nie słuchałam od... od czasów, gdy było naprawdę źle, gdy jeszcze mieszkałam w domu, tak jak czasowo teraz. Muzyka, która zawsze pozwalała się wyciszyć, odpłynąć złym myślom. Muzyka, która oczyszczała, przy której płakałam, zaciskałam pięści i obejmowałam kolana ramionami. Ważna dla mnie płyta, bardzo sentymentalna z resztą. Nie spodziewałam się, że po tylu latach do niej wrócę, chociaż w zupełnie innej sytuacji, niż kiedyś. Nie spodziewałam się, że znowu będę słuchać tych samych piosenek, starając się wylać z siebie cały żal w tych czarnych literkach. 
Nie mogę już znieść tego milczenia. Każda kolejna godzina, zmieniająca się w dzień sprawia, że pustka coraz bardziej wgryza się we mnie. Głos mi drży, myśli zachodzą mgłą, a ja mimo to próbuję przejść obok tego, zająć się zwykłymi sprawami. I momentami wydaje mi się, że jest dobrze, że jest normalnie. A potem to wraca. Wraca też w pytaniach innych. Wiem, że się martwią, doceniam to, ale chyba już nie mogę słuchać kolejnych słów mówiących mi bezpośrednio lub gdzieś pomiędzy, że muszę akceptować zły scenariusz i że im więcej czasu mija, tym bardziej to świadczy na moją niekorzyść. Ktoś inny z kolei powiedział mi, że wcale nie muszę akceptować tej wersji, o której myśli nie mogę znieść. Po co się dodatkowo martwić czymś, co jeszcze nie zaistniało. To mądre słowa, ale i tak mam to gdzieś z tyłu głowy i ta myśl boli i uwiera.
Jakiś czas temu widziałam taką scenę w filmie. Wszystko się nagle zmieniło i ona wspominała, że gdyby wiedziała, że będą to ostatnie wspólne chwile, zatrzymałaby je. Zrobiłaby wszystko, żeby nie minęły. I teraz, od jakiegoś już czasu to rozumiem. Przypominam sobie, jak ostatni raz się widzieliśmy. Mam przed oczami różne "ostatnie" chwile. Gdybym wtedy wiedziała, że będą ostatnie, zrobiłabym to samo. Chciałabym je zatrzymać, celebrować. Zapamiętać na długo. 
Ostatni raz widziałam Cię bardzo przelotnie. Było mi wtedy przykro, bo wiedziałam, że długo się nie zobaczymy. Było mi przykro, więc chciałam Cię przytulić i już nie puścić. Pamiętam, jak spojrzałam na Ciebie, jak patrzyłam Ci w oczy przez tę krótką chwilę, jak wtuliłam się w Twoje ramiona. Jak przez chwilę było znowu dobrze. A potem wyjechałam. Nawet nie wiesz, jak żałuję, że może nie zostałam trzech dni dłużej. Że nie mieliśmy więcej czasu dla siebie, bo tego czasu zawsze brakowało. Może, gdybyśmy wcześniej wyjaśnili te wszystkie niedopowiedzenia, byłoby inaczej. Może, gdybym Cię wtedy nie puściła, mogłabym tak stać przytulona i nic więcej nie miałoby znaczenia. Może nie musiałabym teraz kurczowo trzymać się tego wspomnienia ze łzami w oczach.
Nie wiem kiedy i jak to wszystko się stało. Gdzie szala się przechyliła i dlaczego. Rozumiem to, a jednocześnie nie rozumiem. To nie tak, że zawsze widziałam same pozytywy. Po prostu wydawało mi się, że te niedopasowania można zaakceptować, iść na jakiś kompromis, pogodzić to. Że można pewne rzeczy wyjaśnić i żyć dalej. Cały czas byłam przekonana, że jakoś będzie dobrze i w kółko to wszystkim powtarzałam. Wierzyłam w to. Dalej chcę w to wierzyć i część mnie dalej uparcie to robi. Ta druga część zaszczepia zupełnie inne myśli z tyłu głowy. Ta druga część wychodzi kawałkami na wierzch, wzbudzając niepokój. 
Znowu gorzej śpię. Czasami śni mi się któryś ze scenariuszy, których nie potrafię przyjąć, i budzę się nagle z bijącym zbyt szybko sercem, przerażona. Nie zasypiam już. Miewam też neutralne sny albo takie, w których znowu jest jak dawniej. Wtedy myślę, że jednak będzie dobrze. Zdecydowanie za często śni mi się coś w związku z całą sytuacją. Nawet kilka razy w ciągu nocy, gdy jeden sen się urywa, bo lekko przebudzam się na chwilę, a zaraz przychodzi następny i dotyczy tego samego. Wieczory zrobiły się puste, poranki niespokojne. Gdy budzę się rano, patrzę w sufit i zastanawiam się, dlaczego to wszystko się dzieje.
Części tego wszystkiego zupełnie nie rozumiem. Albo może nie chcę, bo nie chcę tego w ogóle przyjąć. Emocjonalnie jestem tak bardzo przywiązana, że zdaje mi się, że nikt z kolei nie rozumie mnie. Wiem, że nikt nie wie, co dokładnie czuję, że tak naprawdę nikt nie załagodzi tej sytuacji, nie rozwiąże jej dla mnie. Ale momentami słyszę te wszystkie słowa, które wydają się być racjonalne, a które sprawiają mi jeszcze większy ból. Czuję się źle po tej długiej rozmowie z przyjacielem, bo znowu usłyszałam kilka takich rzeczy. Wiem, że to troska, że oni nie chcą mi sprawiać przykrości, że z boku zawsze łatwo jest spojrzeć na chłodno. Ale ja nie chcę tego tak widzieć. Chcę cały czas myśleć, że go przekonam. Że skoro potrafię zmienić niektóre rzeczy, skoro chcę je zmienić, to będzie inaczej, lepiej.
I znowu będzie dobrze. Potrzebuję tej myśli, że znowu będzie dobrze. A tymczasem czekam wciąż, niespokojnie.


Komentarze